Ossów symbolem Bitwy Warszawskiej

Historyczny kontekst Bitwy Warszawskiej

Wydarzenia Wielkiej Wojny – jak ówcześnie nazywano toczącą się w latach 1914-1918 pierwszą wojnę światową – sprawiły, że odbudowane zostało państwo polskie. 11 listopada 1918 roku nie tylko podpisano zawieszenie broni kończące Wielką Wojnę, ale w Warszawie Józef Piłsudski objął zwierzchnictwo nad formacjami Wojska Polskiego. W ten sposób Polacy uniknęli bratobójczych walk, jakie prześladowały w tym czasie naszych sąsiadów i uzyskali szanse na obronę granic nowo powstałej Rzeczypospolitej Polskiej. Niemal wszystkie wysiłki Polaków musiały zostać wykorzystane do budowy sił zbrojnych.

W tym czasie ziemie polskie były atakowane prawie ze wszystkich kierunków. Pierwszym sukcesem było zatrzymanie powracających z frontu wschodniego grup niemieckich żołdaków, rabujących i palących wszystko na swojej drodze. Wkrótce potem udało się odzyskać zajęty przez Ukraińców Lwów, a wiosną 1919 roku odepchnąć ich daleko na wschód, za graniczną rzekę Zbrucz. Wojsk polskich było jednak tak mało, że nie wystarczyło ich do odparcia podstępnego ataku Czechów na Śląsk Cieszyński.

Dzięki powstaniu wielkopolskiemu do Rzeczypospolitej wróciła Wielkopolska i części Pomorza, jednak niespokojna granica z Niemcami wymagała licznej ochrony. Wciąż też nie była jasna sytuacja na Górnym Śląsku, na którym zarówno Polacy jak i Niemcy przygotowywali się do plebiscytu i walki zbrojnej. Także na północno-wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej sytuacja nie była spokojna. Chociaż Polacy odnieśli sukces podczas powstania sejneńskiego, to politycy Republiki Litewskiej łakomym okiem patrzyli na rdzennie polskie ziemie.

Największe zagrożenie dla niepodległości Rzeczypospolitej stanowili jednak nadchodzący ze wschodu rosyjscy bolszewicy.

Bolszewicy a sprawa polska

Gdy w październiku 1917 roku rewolucja bolszewicka obaliła raczkującą rosyjską demokrację, nikt nie przypuszczał, że zajęci walką o władzę bolszewicy będą w stanie zaatakować sąsiadów. W rzeczy samej zostali oni zmuszeni do podpisania pokoju z państwami centralnymi – tzw. pokoju brzeskiego. Jednak gdy tylko zakończyła się Wielka Wojna, bolszewicy rozpoczęli marsz na wschód, zajmując opuszczone przez zdemoralizowanych niemieckich żołnierzy polskie terytoria. Jeszcze w grudniu 1918 roku zajęli Mińsk Litewski, a wkrótce potem – Wilno. Zorganizowana naprędce samoobrona polska musiała ustąpić wobec przeważających sił bolszewickich.

Na ziemiach tych rozpoczął się krwawy terror. Bolszewicy rozpoczęli prześladowania miejscowej ludności, nie tylko ziemian, kupców, księży, urzędników, inteligencji, przedsiębiorców, ludzi majętnych i pełnych inicjatywy, ale także tych, w których obronie rzekomo stanęli – chłopów, robotników, ubogich. Komunizm był jedynie pretekstem do prześladowania Polaków. Wkrótce z Moskwy przyszły rozkazy dla Armii Czerwonej nakazujące jej iść w kierunku Wisły.

Do pierwszego starcia regularnego Wojska Polskiego z bolszewikami doszło 14 lutego, niedaleko Szczuczyna. Wróg nadchodzący ze wschodu został zatrzymany i odparty. W kwietniu 1919 roku Polacy przeszli do ofensywy i w Wielkanoc wyzwolili Wilno. Dalsze walki toczyły się z mniejszą intensywnością, a symbolicznym ich zakończeniem było nawiązanie na przełomie 1919 i 1920 roku współpracy z Łotyszami i wspólne wyzwolenie Dyneburga.

W 1919 roku sytuacja polityczna na wschód od polskich ziem była bardzo skomplikowana. Głównym wrogiem „czerwonych”, czyli bolszewików, były wojska „białych” Rosjan. Nie leżało w interesie Polski, żeby zwyciężyli „biali” Rosjanie. Nie chcieli oni porozumienia z Polską. Mieli bowiem dyplomatyczne i gospodarcze poparcie mocarstw zachodnich i szybko odbudowaliby silne państwo rosyjskie, które pokonałoby Polskę. W Warszawie oczekiwano zakończenia wojny pomiędzy „czerwonymi” a „białymi”, nie angażując się po żadnej ze stron.

W początkach 1920 roku jasne stało się, że w rosyjskiej wojnie domowej zwyciężyli bolszewicy.

Mobilizacja

Gdy armie bolszewickie parły w stronę Wisły, Polacy nie załamali rąk i nie złożyli broni, zajmując się pustymi dyskusjami. Wprost przeciwnie! Już 1 lipca 1920 roku powołano Radę Obrony Państwa, w skład której oprócz przedstawicieli rządu i wojska weszli również reprezentanci głównych partii politycznych. Jej istnienie odsunęło spory polityczne i doprowadziło do powołania Rządu Obrony Narodowej pod przewodnictwem Wincentego Witosa. Miał on nie tylko zjednoczyć wszystkich Polaków w celu dalszego prowadzenia wojny, ale w razie klęski prowadzić rozmowy pokojowe.

Przede wszystkim szykowano się jednak do walki. Gigantyczną pracę wykonał minister spraw wojskowych generał Kazimierz Sosnkowski. Nadzorował odbudowę rozbitych jednostek, powoływanie nowych, produkcję uzbrojenia, zakupy sprzętu za granicą, dbanie o linie komunikacyjne, przerzut wojsk i wszystko to, co nazywało się „żywieniem wojny”. Gdy już zostały wyczerpane wszystkie możliwości rekrutacyjne, utworzono Armię Ochotniczą, do której mogli zgłaszać się wszyscy nieobjęci poborem: przede wszystkim młodzież szkół średnich oraz mężczyźni w sile wieku. Uzyskano w ten sposób ponad 100 000 żołnierzy. Być może to właśnie oni przechylili szalę wojny.

Odzew społeczeństwa był olbrzymi, ponieważ wszyscy wiedzieli, że walczą we własnej sprawie. Komuniści głosili otwarcie, że przychodzą po to, żeby odbierać własność bogatym i rozdawać biednym. Odbierać panom – i dawać chłopom. Ale w Polsce – inaczej niż w Rosji – to chłop był właścicielem swojego pola, to rzemieślnik był właścicielem swojego warsztatu. W Polsce – inaczej niż w Rosji – to chłop i robotnik byli panami. Polscy chłopi i robotnicy mieli o co walczyć, lecz nie przeciwko „polskim panom”, a przeciwko bolszewikom.

Poza granicami Rzeczypospolitej nie wszyscy byli świadomi zagrożenia bolszewickiego. Czesi nie przepuścili przez swoje ziemie transportów z uzbrojeniem dla Wojska Polskiego. Strajkowali również niemieccy dokerzy, a statki z zaopatrzeniem musieli rozładowywać marynarze flot francuskiej i brytyjskiej. Pomoc oferowano nie tylko z zachodu Europy – Węgrzy zaproponowali, że przyślą do Polski wojska, ofercie tej sprzeciwili się jednak Czesi. 8 lipca rząd węgierski nakazał przygotować do transportu prawie cały zapas amunicji, jakim kraj dysponował, oraz wydał polecenie fabrykom amunicji, aby przez kolejne dwa tygodnie produkować wyłącznie na polskie potrzeby. Zapasy te przewieziono – olbrzymim wysiłkiem kolei węgierskich, rumuńskich i polskich, w sam czas, aby zostały wykorzystane do odparcia bolszewików znad Wisły.

Dużą pomocą – nie materialną, ale duchową – była postawa Kościoła. Nuncjusz apostolski Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI, nie opuścił zagrożonej stolicy, dając przykład determinacji i wiary w polskie siły.

Wojna 1919-1921

Działania wojenne pomiędzy Rzeczpospolitą a bolszewicką Rosją trwały od lutego 1919 roku po październik 1920. Niemal przez cały ten czas trwały również rozmowy dyplomatów. Ostatecznie jednak pokój podpisano dopiero 18 marca 1921 roku, w stolicy Łotwy – Rydze.

Czy podpisany w Rydze pokój był polskim sukcesem na miarę zwycięstw militarnych? Wielu Polaków było nim rozczarowanych. Na pewno jednak był on porażką bolszewickiej Rosji. Komunistom z Moskwy nie udało się bowiem zrealizować większości celów. Nie pokonali Polski, nie zajęli Litwy, Łotwy, ani Estonii, nie przeszli przez Karpaty i nie udało im się wzbudzić ponownie ducha rewolucji bolszewickiej w Europie. Władza komunistów ograniczona została jedynie do terenów określanych po 1922 roku jako Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich. Szacuje się, że najkrwawszych, pierwszych 40 lat komunistycznego panowania nie przeżyło 70 000 000 obywateli ZSRS. Przerażające jest wyobrażenie, ile ofiar przyniosłaby władza komunistów w Europie.

Nie bez powodu bitwa pod Warszawą nazywana jest osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata.

Zwycięstwo pod Ossowem

13 sierpnia 1920 roku trzy dywizje bolszewickie pobiły osamotnioną polską 11. DP. Na jej północnym skrzydle napastnicy zatrzymali się w zdobytym Radzyminie, ale 15 kilometrów dalej na południe zajęły wieś Leśniakowizna i otworzył sobie drogę w kierunku Ossowa. Gdyby Ossów został zdobyty, bitwa na przedpolu Warszawy byłaby przegrana, bowiem bolszewicy mogliby ruszyć stąd albo wprost na zachód, na Warszawę, albo skręcić na północ i okrążyć polskie oddziały bohatersko broniące Wołomina i próbujące odzyskać Radzymin.

Lukę w pozycjach obronnych próbowano załatać batalionami 8. Dywizji Piechoty broniącej Rembertowa, ale napastnicy zostali powstrzymani jedynie na kilka nocnych godzin. Wczesnym świtem 14 sierpnia z Leśniakowizny na Ossów ruszyły dwa bolszewickie pułki z 79. Brygady Strzeleckiej. Przed sobą miały trzykrotnie słabsze siły obrońców – jedynie dwa bataliony. Szybko zostały one zepchnięte na południe, w kierunku Rembertowa, a kontratakujący z Ossowa kolejny polski baon był zbyt słaby, aby powstrzymać agresorów (liczył 100, zamiast 800 żołnierzy). Bolszewicy przygotowywali się do zajęcia Ossowa.

Ostatnimi polskimi rezerwami było kilka kompanii ochotników z Warszawy. Składały się one przede wszystkim z młodzieży ze szkół średnich i harcerzy. Zorganizowane zostały tuż przed nadejściem bolszewików, chłopcy-żołnierze nie mieli więc odpowiedniego szkolenia bojowego, a polscy dowódcy nie chcieli szafować krwią młodzieży.

Nie było jednak żadnego innego wyjścia – ochotnicy musieli zostać rzuceni w bój i powstrzymać agresora. O godz. 5.30 do boju ruszyły dwie kompanie ochotnicze i… załamały się w ogniu bolszewickich karabinów maszynowych. Bolszewicy wkroczyli do Ossowa. Wówczas do walki rzucone zostały kolejne dwie kompanie ochotników. Kontratak jednej z nich również została odparty, ale następna – 1. kompania, I batalionu 236. pułku piechoty, wdarła się pomiędzy zabudowania Ossowa i dotarła do jego wschodnich skrajów. Bolszewicy zostali prawie całkowicie wyparci z wioski.

W tym momencie w polskich żołnierzy uderzyły pociski bolszewickich karabinów maszynowych. To właśnie wtedy poległ – udzielający pomocy ciężko rannemu – ksiądz Igancy Skorupka, kapelan warszawskich harcerzy i I baonu 236. ochotniczego pułku piechoty.

Rankiem 14 sierpnia 1920 roku sytuacja pod Warszawą była krytyczna. Bolszewikom udało się przełamać pierwszą linię obrony, a poranne krwawe walki o Ossów nie przyniosły rozstrzygnięcia. Pomimo bohaterstwa żołnierzy Armii Ochotniczej – czego symbolem pozostała śmierć księdza Ignacego Skorupki – bolszewików nie udało się odrzucić. Polacy nie opuścili jednak zabudowań Ossowa. Wkrótce do ochotników dołączyli żołnierze z rozbitych wcześniej polskich oddziałów i przez kilka godzin trwał zażarta walka. Bolszewicy wciąż mieli dwukrotną przewagę, ale nie potrafili jej wykorzystać: kilka razy wypierali obrońców z zajmowanych stanowisk, ale Polacy natychmiast kontratakowali i bagnetami oraz walką wręcz odzyskiwali swoje pozycje.

O godzinie 10.00 obrońcom – utrzymującym się już w ostatnich zabudowaniach Ossowa – nadeszła z pomocą odsiecz. Był to 13. pułk piechoty, który forsownym marszem nadchodził z południa, z Rembertowa. Dowódca czołowego batalionu – porucznik Szewczyk – nie czekał na pozostałe siły, tylko uderzył na bolszewików. Nie atakował ich jednak z kierunku, z którego spodziewali się oni kontrataku, ale obszedł lasem bolszewickie stanowiska, nawiązał współpracę z artylerią i zajął pozycje na południowy wschód od Ossowa, wzdłuż rzeczki Długiej.

Jak później opisywał dalsze wydarzenia major Bolesław Waligóra – znakomity historyk wojskowości: „Por. Szewczyk wydał krótki rozkaz: na gwizdek miał każdy żołnierz wystrzelić po 5 naboi, a następnie rzucić się biegiem naprzód przez rzeczkę. Dowódcy mieli uważać na młodych ochotników. Karabiny maszynowe miały posuwać się za czołowymi kompaniami, w ten sposób, aby mogły szybko je wesprzeć ogniem, gdy tylko ruch osłabnie, Podchorąży artylerii miał zająć punkt obserwacyjny na drzewie przy mostku, artyleria miała również na ogólny sygnał ostrzelać przedpole Ossowa i samą wieś.”

Niespodziewany atak zaskoczył bolszewików, dalszy popłoch wznieciło kilka gwałtownych salw oddanych przez dywizjon polskiej artylerii. Rosyjscy żołnierze zaczęli uchodzić z Ossowa. Polacy błyskawicznie ruszyli za nimi w pościg. Oba bolszewickie pułki poszły w rozsypkę, a niedobitki – straty wyniosły według relacji ich dowódcy 625 sołdatów – całą noc zbierały się w rejonie Zagościńca.

Tymczasem zwycięski 13. pułk piechoty ponownie obsadził pozycje obronne w Leśniakowiźnie. Okazało się, że to właśnie w godzinach porannych 14 sierpnia 1920 bolszewicy byli najbliżej Warszawy. Zostali jednak odparci w krwawym boju pod Ossowem.

Bój pod Ossowem stoczony rankiem 14 sierpnia 1920 roku był najważniejszym momentem bitwy warszawskiej. To tutaj bolszewicy przebili się przez drugą linię obrony i… zostali powstrzymani, odepchnięci, a w końcu także i rozbici. Tych dwóch bolszewickich pułków pobitych pod Ossowem zabrakło w kolejnych dniach walk. Napastnicy zresztą ponosili ciężkie straty atakując inne polskie pozycje. Także walki o Radzymin były tak zażarte – miasto kilkukrotnie przechodziło z rąk do rąk – że wykrwawiły szturmujących miasto Rosjan. Wieczorem 15 sierpnia bolszewicy opuścili miasto uznając, że nie mają sił, by odeprzeć kontratakujących Polaków.

Kolejne dni sierpnia upłynęły na wypieraniu bolszewików na wschód. W atakach na ich pozycje często wykorzystywano polskie czołgi. Tak właśnie wyzwolono Sulejówek. Jeden z polskich pancerniaków wspominał później: „Bolszewicka horda, przygnana z dalekich stron Azji, nie mogła wyjść z podziwu na widok poruszających się z łoskotem tych gór żelaza, a ogniem niewidocznej dla niej broni zdumiała się do reszty.”

Następnego dnia – 17 sierpnia – Rosjanie zostali zmuszeni do opuszczenia Mińska Mazowieckiego. W walkach wzięły udział nie tylko czołgi, ale także trzy pociągi pancerne, eskadra lotnicza, i – co oczywiste – 4 bataliony piechoty. Natarcie – podczas którego czołgi szerzyły panikę, a lotnictwo zrzuciło – olbrzymią na owe czasy ilość – 1060 kg bomb, doprowadziło do bezładnej ucieczki Rosjan i odzyskania Mińska Mazowieckiego.

Bolszewicy uciekali na wszystkich odcinkach frontu. Pod Mławą w ręce polskiej kompanii czołgów – a nie były to wówczas szybkie pojazdy – wpadło: 738 jeńców, sztandar, 46 wozów z zaprzęgami, 4 karabiny maszynowe, kancelaria 8. Dywizji Strzeleckiej oraz kasa z 750 000 rubli.

Jeszcze rankiem 16 sierpnia 1920 roku z Wyszkowa uciekli „towarzysze” mający organizować Polską Republikę Rad.

Bitwa została wygrana.

Uderzenie znad Wieprza

Gdy 14 sierpnia 1920 roku bolszewicy próbowali przedrzeć się do Warszawy, Marszałek Józef Piłsudski koncentrował nad Wieprzem – pomiędzy Dęblinem a Lubartowem – potężną grupę uderzeniową. Postanowił on wykorzystać to, że pomiędzy dwoma rosyjskimi ugrupowaniami – frontem Zachodnim i Frontem Południowo-Zachodnim – była olbrzymia, niemal nieobsadzona przez bolszewików, kilkusetkilometrowa luka. Wojsku Polskiemu udało się powstrzymać pod Lwowem uderzenie frontu Południowo-Zachodniego, oderwać od nieprzyjaciela i przetransportować dywizje i brygady nad Wieprz.

Atak Polaków rozpoczął się 16 sierpnia – ze względu na alarmujące wieści o postępach bolszewików pod Radzyminem przyśpieszono go o 24 godziny. Polskie uderzenie spadło na niczym nieosłonięte skrzydło Frontu Zachodniego, próbującego bezowocnie zdobyć Warszawę. Niemal wszystkie rosyjskie odwody zostały skierowane do walki o polską stolicę, grupa uderzeniowa idąca znad Wieprza miała więc ułatwione zadanie. Już pierwszego dnia kontrofensywy Polacy dotarli do Garwolina. Drugiego dnia – 17 września – odzyskano Mińsk Mazowiecki i Siedlce, odcinając Rosjanom najkrótszą drogę odwrotu. Wkrótce przecięto kolejny szlak ucieczki, wyzwalając miasto Węgrów. Bolszewicy zamiast na wschód, musieli uchodzić na północ.

Walki nad Wkrą, pod Warszawą i uderzenie znad Wieprza – oraz brak łączności i bałagan wewnętrzny – całkowicie skonfundowały dowódcę Frontu Zachodniego Michaiła Tuchczewskiego i jego podwładnych. Rozkaz odwrotu został wydany zbyt późno, nie dotarł on też do wszystkich jednostek, które ślepo brnęły na zachód. Jednak nawet odwrót najbardziej zdyscyplinowanych rosyjskich formacji błyskawicznie zamienił się w paniczną ucieczkę. Żołnierze porzucali broń i wyposażenie, starając się jak najszybciej umknąć z kotła. Większości się to nie udało: 24 sierpnia Wojsko Polskie dotarło do granicy Prus Wschodnich, a bolszewickie próby przebicia się przez okrążenie – znane jako bitwa pod Kolnem – nie otworzyły drogi ucieczki. 60 000 bolszewików trafiło do polskiej niewoli, 45 000 zostało internowanych w Prusach Wschodnich.

Lwów, Zamość i Grodno

Polskę atakowały dwa bolszewickie ugrupowania. Front Zachodni Tuchaczewskiego miał zająć Warszawę, a front Południowo-Zachodni, dowodzony przez Aleksandra Jegorowa, miał mu udzielić pomocy. Jegorow – a także jego komisarz, Józef Stalin – mieli jednak inny pomysł. Zapragnęli zostać zdobywcami Lwowa i twórcami Galicyjskiej Republiki Rad, jak mogli odwlekali więc skierowanie podległych im wojsk na Warszawę. Lwów jednak był twardo broniony – nie tylko przez regularne Wojsko Polskie, ale także Armię Ukraińską i oddziały ochotnicze. To właśnie z ochotnikami związany jest najbardziej tragiczny epizod obrony Lwowa, czyli 11-godzinna obrona Zadwórza, podczas której zginęło 318 spośród 330 polskich żołnierzy.

Po bitwie pod Zadwórzem – stoczonej 17 sierpnia 1920 roku – Armia Konna Siemiona Budionnego porzuciła próżne próby zdobycia Lwowa i ruszyła na Warszawę. Po dwóch tygodniach powolnego marszu dotarła jedynie do Zamościa, na przedpolach którego została pobita. Naprzeciw 20 pułkom Konarmii stanęło 6 polskich pułków z 1. Dywizji Jazdy dowodzonych przez generała Juliusza Rómmla. Pomimo przewagi bolszewickiej siły Budionnego zostały otoczone i pobite podczas próby ucieczki. To właśnie tu – pod Komarowem – doszło do ostatniej chyba kawaleryjskiej bitwy na świecie.

Sukces ten był możliwy dzięki przerzuceniu do Zamościa polskich oddziałów zwolnionych po sukcesie nad Tuchaczewskim. Po bitwie pod Komarowem znów przerzucono je – koleją – na północ frontu, gdzie pod koniec września 1920 rozbiły koncentrujące się oddziały rosyjskie. Zwycięska bitwa nad Niemnem i następujący po niej pościg były ostatnimi akordami wojny. 18 października 1920 zakończone zostały działania zbrojne wojny polsko-bolszewickiej.

autor: Tymoteusz Pawłowski

konsultacje historyczne: prof. Janusz Odziemkowski, prof Wiesław Wysocki

Rozmiar czcionki
Kontrast